Komfort
- Mariola Szyszkiewicz
- 1 godzinę temu
- 2 minut(y) czytania
Do pewnego stopnia komfort to wyraz. - Wyraz zapotrzebowania? - Do zobaczenia w raju. - Raj to ty, Myszko. - A ja myślałam, że konglomerat wyrazów. - Czyli znaczeń? - Jak myślisz? - Słucham.
- Wszystkie wyrazy mają wyeksploatowane znaczenia. Do granic możliwości. Gdyby nie to, że piszę dla i do Ciebie. - Nie byłoby tego komfortu? - Nie byłoby komfortu w ogóle. - Czyli, że Twoja choroba to wymiar? - To wybór. - czekałem, aż to powiesz. - Wychodzę ze wszelkich znaczeń. Robię to dla Ciebie. Czasem robię z siebie pośmiewisko. Osobie chorej wszystko wolno. Jest poza. - Ale nie może żuć suchego prowiantu, który mają potocznie. - Obywatele K. - Mogę wyjść dla ciebie. - Z raju, gdzie ci wygodnie? - Tak. - I zrobisz to? - Dla Ciebie się ośmielę. - Zbliżysz się do mnie? - napełnię wodą twoje stągwie. - Czyli usiadłąm koło studni? - Masz na myśli otchłań, nie. - Kiedy wchodzimy w dyskurs - z aplauzu nici. A ja muszę czuć Twoją aprobatę.
- Więc nie dyskutuj ze Mną tyle, tylko weź, co ci daję. - Wiesz, że lubię oglądać Twoje prezenty. - I przypatrywać im się pod lupą. - No wiesz. Chcę wiedzieć, co przyjmuję. I odpowiednio cieszyć się - Nie jesteś już głuptasem. - No wiesz, osiągnęłam pewien zasób zadowolenia w Tobie. To zobowiązuje. To mi bardzo odpowiada. Mimo, że trochę zaszedłeś mi za skórę. - Posypałem ci skórę solą, dałem cytrynę i kazałem pić tequilę? - Była wstrętna. - Po co chciałaś? - Byłąm tandetna a chciałam być rasowa. - Rasowa była twoja dusza. Nie potrzebowała sznytu. - Zaraz zaczną się trząść. Nie wiem, to wisi w powietrzu, nie wiem, co zaraz mogę zrobić z rękami. Albo nei daj Boże zacznę mówić do siebie. Będę w malignie. - Nie przybiję Ci rąk do krzyża. - Wystarczy jak ze mną porozmawiasz. To mnei trochę wystudzi. Wiesz, napotykam opór. - Wiem. Powiedziałeś mi wszystko. - Myszko, to, że wszystko zostało między nami wypowiedziane, nie oznacza, że nie będziemy mieli ze sobą o czym rozmawiać.
- Patrząc w siebie w głąb, dostrzegam robota- tak-nie,tak-nie. Skondensowany konglomerat i rasizmu. Ale jest we mnie coś więcej. Nie samo nienasycenie prawem. Jestem jak dziecko, które bawiąc się zabawkami, przypatruje się im kolejno i wyciąga z nich kolejno to śrubki, to sprężyny , aż stają się one zepsute, nie do użycia. Tak też próbuję traktować Ciebie Jezu. Zaglądam do Ciebie, do wewnątrz, patrzę w Ciebie. Moje podniecenie opada, spada wręcz do zera. Jesteś jak blok w moich dłoniach. I tu włąściwie można by zakończyć, ale to nie Ty. O, nie o tym ! Ty nie pozwalasz się sobą znudzić . O, to by było zbyt proste. Zapalasz mnie do siebie moim wstydem naglącym, postrzegam Ciebie jako kamień, kamień w moich nienasyconych wreszcie dłoniach- stajesz się kamieniem filozoficznym . Od tego moja historia zbawienia może zacząć się na nowo. Poszukiwanie skończone. - Lewituj ciągle.




Komentarze