Legion Zbawienia
- Mariola Szyszkiewicz
- 9 cze
- 5 minut(y) czytania
Był wtedy w tobie legion, Myszko. Ale nie legion złego, tylko armia dusz szukających zbawienia, wypraszania w tobie Mojego Zbawienia, twojego posłuszeństwa we Mnie. Aby twoje posłuszeństwo się we Mnie wypełniło, zadzierzgnęło się, zapleniło, choć nei lubię tego słowa. Jestem dla ciebie warsztatem, nie zauważyłaś tego. - Kiedy mi o tym mówisz, jest mi bardzo gorąco. - Myślisz, że to wiedza tak cię stymuluje we Mnie? Rozkaz Ducha Świętego? Czy zwykła dobrotliwość? - Test me. - Nie muszę, twoja wiara jest sprawdzona. Po wielokroć. Nie ma sensu tego ponawiać. Czuję w tobie spokój Myszko. I powodzenia.

- Błogosławiony, który przybywa w Imię Pańśkie. - Właśnie. Hosanna na wysokościach. - Jak to właśnie drzewiej bywało, - Nie wypowiem ani słowa... Krew i... - Sól, chciałaś powiedzieć - Nie wytrzymam. I oliwa - chciałem powiedzieć. Nie wkłądaj w Moje usta znaczeń, których nie wypowiedziałem i nawet nie chciałęm wypowiedzieć. - To uprzedzenia. - Wiem. Wiem doskonale. - Ale Ty nei jesteś do mnie uprzedzony? - Nie. Zupełnie nie. Było tak, jak chciałem, - czemu Mam być niezadowolony? - Długim czekaniem chociażby. - Nie. Bułka z masłem. Czas. czymże jest czas? - Ty mi powiedz. Chociaż nie, nie chcę takiej dyskusji. - Ona przeradza się w dyskurs mentalny- chciałaś powiedzieć? - Robię się niespokojna- to chciałam powiedzieć. - Lubisz Mnie? - Tak. Tak. Owszem- tak. - To tylko Chciałem wiedzieć. - Ani słowa o miłości? - Ha, ha.. ******************************************************************

- Kochanie, czy mógłbyś może zostać moim lekarzem? - Nadwornym? - Nie dworuj sobie ze mnie. - Rozmowa z tobą jest jak palisada Myszko. - Mam juz zawroty głowy od Twoich ciągłych zagadek Jezu. Mam... - Kłopoty? - Owszem. czy znów ich sobie sama napytałam? -Nie. Tym razem nie. Dziś na modlitwie sobie o nich pogadamy. Masz ochotę? Bo jeśli nie... - Nie mam. Naprawdę nie mam. Zawsze starałąm się trzymać Cię od nich z daleka. - Nadszedł więc czas, aby zerwać tę ułudę. Przecież Ja o nich wszystko wiedziałem. Nie chciałaś, abym cię leczył. - Nie chciałam, abyś wziął sobie za żonę kobietę rozprawiającą jedynie o chorobach. - Za dużo się tego narobiło. Ja tylko zawsze chciałęm...... - ZA dużo w tym było rozsądku. Nie chciałam abyś Myślał, że moja miłość jest tka ułożona.. - Lepiej bym myślał, że jest lubieżna? - Nie. Że jest rozkoszna. - No nie. Coś bym wymyślił krasnalku. Czemu? Tak mógłbym pytać i nei dostałbym odpowiedzi. - Ha, ja pierwsza wymyśliłam to pytanie: Dlaczego? - I co ci odpowiedziałem? - Jeszcze nic, jak do tej pory. - I ty tak cierpliwie na to czekasz? - Jestem wrogiem doktryny, Ja prędzej. - Prędzej co? - Prędzej jestem w tym gmachu niesubordynacji. - Aha i myślisz, że Mnie nie stać na to pytanie? - Miałam powiedzieć, ze wobec Ojca nie, ale ja włąściwie niewiele o tym wiem. -Zakłądam się. - Że? - Że nie wiesz. - Jesteś pewien zakłądając się, a więc wygrana jest już Twoja. - Nie spieraj się. - Nie spieram. - Powinnaś więcej pisać. Więcej. Stanowczo więcej. Zdejmie to z ciebie wielki ciężar. - Twierdzisz, że nie mogę Ciebie udźwignąć? - A nie możesz? - Wydaje się, że ... - ....że... - ....że ....mogę... - ha, ha.... *****************************************

- Myszko, czy ty Mnie dobrze słyszysz? - Nie bardzo. - ........ - Myszko, nie będę mógł mówić do ciebie, jesłi nie będziesz chciała Mnie słyszeć. Jesteś jeszcze młoda, kochanie. - Tak, ale te wszystkie rzeczy odcisnęły na mnie piętno. - Jakie piętno kochanie? Jesteś taka malutka w Moich ramionach. - Jak kaczuszka. Żółciótka, nieopierzona kaczuszka. - Wymagasz ode Mnie więcej. Wciaż więcej. No dobrze. Cóż. Czy mam mieć wynaturzone kształty? - Jak kornik? Nie, kochany. Niczego bym tak bardzo nei zniosła, jak Twojej zakapturzonej mowy. - Czyli jestem jak kat w czerwonym kapturze i mam ręce oparte o topór? - ................... - Zaskoczyłem cię? - Mam już dosć cmentarzy. - Przecież chciałaś umrzeć. - Nie tak. - Czyli jak? Śmierć jest jednakowa. To zniszczenie. Przekształcenie materii w niebyt. - Ty też.... - Nie, myszko, nie pozwolę ci się wyśliznąć. Rozmawiamy przecież o tobie. Zawsze o tobie. - Liczy się perła, a nie łzy perłopława? - Włąśnie. Choć. To zależy. Jeśli założyć, ze perłą to Ty - a łzy to twoje poświęcenie, szaleństwo miłości do granic absurdu. - Więc Myszko.... - Ja Cię kocham Jezu. - Ja Chcę więcej od ciebie. Nie pozwolę ci tak zniknąć. - Chcesz więcej, więc przyjdź i sobie weź. - Nie wezmę. Nie. Cierpliwości. - Mam przejść przez wszystkie fazy cyklu? Ja wyszłam z cyklu. - Myszko! Kochanie.... - Cóż Masz dla mnie poza cierpieniem? - Otwieram przed tobą swoje serce. To nie dość?

- Ależ ja jestem zbyt łasa na Twoje serce, pragnę go całą duszą, głoduję, skamlę, przychodzę prosić, błągam, leżę przed Tobą krzyżem... Zwariuję przez Ciebie. Nie chcę takiej miłości. Nie chcę. Zrozumiałąm. Nie mogę tak dalej żyć. - Myszko! Nie dam ci krzyża większego od tego, który potrafisz nieść. Jeśli o Mnie chodzi, nie dałbym ci go wcale. Po co? Ty już przerosłąś wszystkie krzyże. Po krzyż zapomnienia włącznie. Nie wracajmy do tego. - Chcę się uspokoić. - Tego ci nei mogę obiecać skarbie. - Więc uspkoję się sama. - Nie chcę tego oglądać. Kiedy przyjdziesz pić? - Czy możesz mnei unieść? Mnie i mój krzyż? - Czy mogę? Będzie to dla Mnie zaszczytem. Nieść twój krzyż. To dla Mnei skarb. - Jezu.... - Słucham - Zaufałąm Ci. - Wiem kochanie. WIem. Wiem. Już dobrze .. Moje, moje kochanie... - Nie znajduję nigdzie i u nikogo ukojenia Jezu. Przestaje mi wystarczać i msza i modlitwa. - Wiem, kochanie. - Słowo "cała jestem głodem" kiedyś mnie śmieszyło, teraz to jest słowo o mnie. Przechodzę wszelkie możliwe granice szaleństwa. Gdzie dojdę?
Gdzie jestem? Czy mój mózg ma jeszcze jakieś granice rozsądku? Nie wiem co mówię, co wygaduję...śnisz mi się w każdym słowie, ... Nie... - Nie, Myszko, Nie mów mi nic więcej. - Mam rozstępy duszy. - WIem Myszko, juz dawno ci o tym mówiłęm. To wszystko dlatego, zę nie piszesz. - Mogłabym pisać godzinami. - Więc dlaczego nie piszesz? Nie szkoda ci przecież papieru. - Słyszałąm niedawno zdanie, że trzeba oszczędzać papier, bo mamy kryzys. - Nie mów bzdur. - Naprawdę. - Myszko, to żart. Na pewno to żart. - Jezu, nie mogę już dalej. Nie wiem, co będzie. - Nie martw się Myszko. Ja już wszystkim się zająłem. Nie płącz tyle. Jeśli juz musisz , to mnie w rękaw. Chcę "mieć" wszystkie twoje łzy. Czyli tyle , ile będzie ci potrzeba. Mam nadzieję, że kiedyś jasno spojrzysz Mi w oczy i bedziemy się śmiać z radością, bez oglądania się na łzy. - Kiedyś w ogóle nie mogłąm płakać. - I teraz ci tego nie życzę. Płąkać też nie jest lekko . - Nie jest. Kiedyś i każdą łzę, którą miałam uronić, roniłam nad Tobą. Nad Twoim umęczonym ciałem. Nigdy nie płakałąm nad sobą. ANi razu. Ani nad sobą, ani nad mężem, ani nad żadnym dzieckiem. Tylko Ty mnie wzruszałeś. Ty jesteś jedynym moim poczatkiem. To się tyczy wszystkiego. - Na dzisiaj juz dosyć łez. Nie chcesz chyba, abym Ja się rozpłąkał. - Tego bym nie zniosła. - No! Tak już lepiej. Zjedz sobie. - Odeszła mi ochota od jedzenia. - Nic dziwnego. ALe proszę- zjedz. Zjedz dla Mnie. Proszę. - No dobrze...





Komentarze